sobota, 14 kwietnia 2012

Titanic (1997) - Hymn To The Sea + dodatek

Mamy dziś 14 kwietnia - nie sposób w tym dniu ominąć tak istotnego tematu jak rocznica zatonięcia Titanica, szczególnie, że jest to 100. rocznica, nakręcono trójwymiarową wersję znanego filmu, a śladami historycznego liniowca ruszył wycieczkowy rejs pełen wspomnień - tak, dziś mowa będzie o Titanicu z 1997 roku i wszytkim znanym utworze Hymn to The Sea.

źródło: eu.movieposter.com
Titanic był brytyjskim transatlantykiem klasy Olimpic, należącym do towarzystwa okrętowego White Star Line. W chwili wodowania, w roku 1911 Titanic był największym obok bratniego Olimpica parowym statkiem pasażerskim na świecie - mógł pomieścić 2435 pasażerów (choć w pierwszym i jedynym rejsie płynęło 1324 pasażerów + 892 członków załogi), miał długość nieomal  270 metrów, szerokość 30 metrów oraz wysokość 50 metrów, mógł przy tym płynąć z prędkością nawet 26 węzłów (ok. 48,2 km/h). Cechą charakterystyczną dla Titanica były 4 kominy, z których jeden był atrapą, stworzoną na potrzeby prestiżu - aby pokazać niebywałą siłę i wielkość tej jednostki pływającej.

źródło: titanicuniverse.com
Kapitanem statku został 62-letni wtedy Edward John Smith - wcześniej był on m.in. kapitanem wyżej wspomnianeg Olimpica, zaś przeniesienie na Titanica miało być ukoronowaniem jego marynarskiej kariery - po ukończeniu dziewiczego rejsu statku miał bowiem zamiar przejść na emeryturę.
Podobno zapytany o jego opinię na temat bezpieczeństwa statku powiedział: Nie potrafię sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie tego statku, ani żadnego rzeczywiście poważnego wypadku, jaki mógłby mu się przytrafić. Współczesne budownictwo okrętowe ma już tego rodzaju problemy daleko za sobą.
W trakcie katastrofy, po odpłynięciu szalup ratunkowych nie podjął się próby ratowania samego siebie - przez tubę oficerską nadał komunikat do członków załogi: Spełniliście swój obowiązek, zwalniam was, ratujcie się w imię Boże, po czym udał się na mostek kapitański i tam pozostał do samego końca. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.
źródło: wikipedia.org
10 kwietnia 1912 roku statek wyruszył w swój dziewiczy rejs - i już tutaj pojawiły się pierwsze problemy, ponieważ na skutek działania kilwateru (zburzonej przez ruch i obroty śrub warstwy wody) mały statek New York oderwał się w porcie od lin cumujących i nieomal nie zderzył się z Titaniciem. Jakiś czas później pasażerowie zauważyli jednego z członków załogi, całego umorusanego pyłem, który próbował wyjść po "utknięciu" w atrapie komina, co poniektórych przestraszyło. Mimo iż drugi ze wspomnianych czynów był jedynie niewinnym żartem załogi, część pasażerów wysiadła z pokładu statku w pierwszym napotkanym porcie, czyli Queenstown - decyzja ta prawdopodobnie uratowała tym pasażerom życie.
14 kwietnia 1912 roku, o godzinie 23:40, marynarze zlokalizowani na bocianim gnieździe statku (niewyposażeni w lornetki ze względu na nieuwagę jednego z oficerów) zauważyli na wprost górę lodową, co natychmiast zasygnalizowali na mostek kapitański - pierwszy oficer William Murdoch, chcąc uniknąć zderzenia nakazał aby zatrzymać silniki i skręcić statkiem w lewo. Decyzja ta prawdopodobnie częściowo przyczyniła się do szybszego zatonięcia statku, gdyż po 37 sekundach od zauważenia góry lodowej, statek otarł się o nią prawą burtą statku, która była jedną z najsłabszych części statku, zdecydowanie słabszą od np. jego dziobu - a to prawdopodobnie w niego uderzyłaby góra lodowa, gdyby nie próbowano skręcać, a jedynie próbowano zatrzymać silniki. Otarcie o górę lodową spowodowało serię niewielkich rozszczelnień (łącznie ok. 1,2 m²) na długości ok. 90 metrów, wzdłuż kadłuba - w wyniku tych uszkodzeń zatopionych zostało sześć pierwszych przedziałów, Titanic zaś wg obliczeń nie miał prawa utrzymać się na wodzie przy zalanych więcej niż czterech przedziałach. Wyrok zapadł.

źródło: photosfan.com
O katastrofie można pisać bardzo wiele - najważniejszym wydaje się to, że o godzinie 2:20 było już po wszystkim - statek zatonął w całości. Opieszałość załogi, niejasna rola radiotelegrafistów, zbyt mała ilość szalup ratunkowych i niepełne ich wykorzystanie (wykorzystano jedynie 69,9% wolnych miejsc), a także przepisy rozgraniczające pasażerów klasy I i II od pasażerów klasy III (z których powodu uratowało się jedynie ok. 1/4 pasażerów ostatniej klasy) spowodowały, że z ponad 2200 pasażerów Titanica uratowało się zaledwie ok. 750.
Odniosę się również do pewnego mitu, powielonego zresztą w filmie, jakoby Titanic miał pędzić przez Ocean Atlantycki, aby zdobyć Błękitną Wstęgę Atlantyku – nagrodę dla liniowca, który w najkrótszym czasie przepłynie Ocean Atlantycki. Nie było to prawdą, gdyż już w trakcie projektowania liniowca wiedziano, że doświadczenie konstruktorów Titanica ma się nijak do konstruktorów dotychczasowego rekordzisty - Mauretanii z linii Cunard Line, wywodzących się z Admiralicji. Konstruktorzy Mauretanii byli bardziej doświadczeni w budowaniu szybkich statków, więc konstruktorzy ze stoczni Harland and Wolff (gdzie zbudowano Titanica) darowali sobie konkurowanie w tej kategorii, skupiając się na innych elementach charakterystycznych dla klasy Olimpic. Możliwe jest zaś, że prezes White Star Line nalegał na pobicie rekordu prędkości Olympica - siostrzanej jednostki Titanica.

Historię Titanica w roku 1912 opisywały nieomal wszystkie gazety na świecie - mimo iż nigdy twórcy statku nie nazywali  go niezatapialnym, to z powodu specjalnie przygotowanej reklamy producentów grodzi wodoszczelnych etykieta ta przylepiona została do Titanica - co za tym idzie katastrofa, poza oczywistą grozą z powodu śmierci nieomal 1500 osób, wzbudzała ogromną sensację.
W 1913 roku, w Londynie ogłoszono ustalenie nowych przepisów o środkach ostrożności i urządzeniach ratowniczych - sprecyzowano obowiązki radiotelegrafistów, sprecyzowano sygnały ratunkowe oraz zmieniono normy proceduralne - wszystko to oczywiście za sprawą Titanica.
W tym klipie możecie zobaczyć najnowszą rekonstrukcję przebiegu katastrofy - uważam, że jest ona bardzo ciekawa i odpowiada na większość pytań, stawianych przez zainteresowanych:

Klip udostępniony na portalu YouTube.com - nie jest on moją własnością i nie roszczę sobie praw do jego własności

Co się tyczy samego filmu Titanic - na swoje czasy był to oczywiście film fenomalny - przedstawiał on historię sławnego liniowca z perspektywy najstarszej żyjącej jego pasażerki, Rose - historię samej katastrofy wzbogacono przy tym wątkiem miłosnym wyżej wspomnianej bohaterki z jednym z pasażerów III klasy, Jack'iem Dawson'em, który pojawił się na tym statku wskutek szczęśliwej wygranej w pokera.
Film ogląda się całkiem przyjemnie, nie można też odebrać talentu i serca włożonego w rolę głównych bohaterów, których grali Leonardo di Caprio oraz Kate Winslet.
Czy był to jednak film wart 10 Oskarów?  Na tamte czasy tak - film był robiony z rozmachem, osiągnął rekordowe na ten czas dochody (ponad 1 mld dolarów), przedstawiał z łatwością trudną do podjęcia tematykę Titanica, itd. Obecnie myślę jednak że 10 statuetek by nie zdobył - choć to być tylko moje zdanie. Z jednym Oskarem mogę się jednak zdecydowanie zgodzić - za najlepszą piosenkę My Heart Will Go On w wykonaniu Celine Dion.
Na przekór temu - chciałbym jednak zaprosić Was do wysłuchania innego utworu - soundtrackowego Hymn to The Sea, na którym zreszstą My Heart Will Go On był oparty - zapraszam i zachęcam do dyskusji na temat filmu oraz wspomnianego przeze mnie utworu:

Klip udostępniony na portalu YouTube.com - nie jest on moją własnością i nie roszczę sobie praw do jego własności

Uwaga - klipy zawarte w tym poście mogą w pojedynczych przypadkach nie otwierać się w obrębie bloga - wystarczy jednak kliknąć zawarty w komunikacie link, który przekieruje w obręb portalu YouTube.com, aby klip ten obejrzeć, a co najważniejsze - wysłuchać :) 

A teraz mały bonus - jak być może wiecie, a być nie - podczas katastrofy, aby zachęcić pasażerów do wsiadania do szalup ratunkowych oraz "opanować ataki paniki", poproszono orkiestrę o zagranie na zewnątrz, co też orkiestra uczyniła. Do dziś dzień panują kontrowersje na temat tego, jaki ostatni utwór słyszeli pasażerowie Titanica - możliwości jest kilka: jedna z nich (uważana za najbardziej prawdopodobną i przedstawiona w filmie Titanic) to Nearer, My God, To Thee, ponadto protestancki hymn Autumn oraz walc Songe d'Automne.
Poniżej przedstawiam klipy Youtube każdej z nich - jak myślicie, który z tych utworów faktycznie mógł być zagrany jako ostatni na feralnym liniowcu? Zachęcam do komentarzy.

Nearer, My God, To Thee:
 
Klip udostępniony na portalu YouTube.com - nie jest on moją własnością i nie roszczę sobie praw do jego własności

Autumn Hymn (wersja nowoczesna):
Klip udostępniony na portalu YouTube.com - nie jest on moją własnością i nie roszczę sobie praw do jego własności

Songe d'Automne:
Klip udostępniony na portalu YouTube.com - nie jest on moją własnością i nie roszczę sobie praw do jego własności

Jeszcze raz, zachęcam do komentowania - będzie mi miło za każdy komentarz, jaki dodacie :)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Seria Star Wars - Imperial March (1977-2005)

Witam wszystkich po świętach!

Dzisiejszy post poświęcony będzie muzyce z filmu, który w sposób znaczący wpłynął na moje życie - mimo, iż pierwsze jego części nakręcono jeszcze zanim pojawiłem się na świecie. Mowa tu o Gwiezdnych Wojnach - znanym już chyba wszystkim filmie z gatunku science-fiction.

źródło: wikipedia.org
Seria Star Wars składa się z 6 części, składających się na Starą Trylogię oraz Nową Trylogię - i tutaj ciekawostka dla niezorientowanych. Stara Trylogia (kręcona w latach 1977-1983) obejmuje IV, V oraz VI  epizod historii, podczas gdy Nowa Trylogia (kręcona w latach 1999-2005), obejmując epizod I, II i III opowiada o faktach poprzedzających opowiedziane już elementy historii.

Nowa Trylogia (część I - Mroczne Widmo, część II - Atak klonów oraz część III - Zemsta Sithów) opowiada o broniących pokoju Wrzechświata rycerzach Jedi oraz o złych Sithach - ich ponownym, niegdyś zażegnanym konflikcie, który z czasem, poprzez budowanie podwalin pod Galaktyczne Imperium staje się coraz groźniejszy dla demokratycznego ustroju Galaktycznej Republiki. Zarówno Jedi jak i Sith'owie skupiają wokół siebie wszechpotężną Moc, gotując się do walki o pokój, dominację oraz przetrwanie.

źródło: jediacademy.pun.pl
Stara Trylogia (część IV - Nowa Nadzieja, część V - Imperium Kontratakuje oraz część VI - Powrót Jedi) to kontynuacja historii, skupiająca się jednak tym razem na zakończeniu ekspansji chaosu - tym razem kłaść będziemy kamień węgielny pod nowe pokolenie Jedi, chcące powrócić do czasów pokoju i harmonii.

źródło: moviephotos.tk
Ciężko streścić historię Starej i Nowej Trylogii, nie tworząc przy okazji nieostrożnych spoilerów - wierzę jednak, że osobom, które do tej pory nie obejrzały jeszcze Gwiezdnych Wojen, nie zepsułem zabawy, a wręcz zachęciłem do możliwie jak najszybszego ich obejrzenia. Cała sekstologia warta jest czasu na niej poświęconej - jeśli mogę coś poradzić, wszystkim polegam oglądać te filmy w kolejności wg kręcenia - IV, V, VI, I, II i III. Mimo, iż historia jest wtedy opowiadana niechronologicznie, zaręczam - jest ciekawsza i zdecydowanie lepiej się na nią patrzy.

Co do muzyki - niewątpliwym atutem świetnej muzyki z tego filmu jest fakt, że zarówno do Starej, jak i do Nowej Trylogii muzykę tworzył jeden i ten sam człowiek - swoją drogą, istna hollywódzka sława, czyli kompozytor i pianista, obecnie 80-letni John Williams.
John Williams tworzył muzykę do przeszło 100 filmów - nie będę nawet podejmował się wypisania wszystkich - do najsłynniejszych należą jednak m.in.: Jak ukraść milion dolarów, Do widzenia Panie Chips, Skrzypek na Dachu, Przygody Tomka Sawyera, Szczęki, Dracula, Poszukiwanie Zaginionej Arki, E.T, Kevin Sam w Domu, Kevin Sam w Nowym Yorku, 7 lat w Tybecie, Patriota, Park Jurajski 3, Superman, Wojna Światów, Wyznania Gejszy, Indiana Jones czy trzy pierwsze części ekranizacji Harry'ego Potter'a.

źródło: concordmusicgroup.com
John Williams to w chwili obecnej rekordzista jeśli chodzi o liczbę nominacji do nagród za swoją muzykę - na swoim koncie ma m.in. 47 nominacji do Oscara (oraz ostatecznie 5 zdobytych statuetek).

Muzyka do nieomal każdej części Gwiezdnych Wojen (poza epizodem I) była wyróżniana:
- w 1978 nominacje i wygrane statuetki Oscara, Złotego Globu i Saturna za najlepszą muzykę (Nowa Nadzieja)
- w 1981 nominacje do Oscara, Złotego Globu i Saturna za najlepszą muzykę (Imperium Kontratakuje)
- w 1984 nominacja do Saturna za najlepszą muzykę (Powrót Jedi)
- w 1988 nominacja do Oscara za najlepszą muzykę (Powrót Jedi)
- w 2003 nominacja do Saturna za najlepszą muzykę (Atak klonów)
- w 2006 statuetka Saturna za najlepszą muzykę (Zemsta Sithów).


Zapraszam teraz do wysłuchania prawdopodobnie najbardziej znanego utworu ze Star Wars - wierzę, że przypadnie Wam do gustu, a u osób które Gwiezdne Wojny oglądały wywoła sentymentalne wspomnienia :)


Klip pochodzi z serwisu YouTube - autor bloga nie jest jesgo właścicielem i nie rości sobie żadnych praw do tego utworu.

Jakie macie wspomnienia związane z Gwiezdnymi Wojnami? Czy lubicie ten film i muzykę do niego napisaną? Zapraszam do komentowania :)




czwartek, 22 marca 2012

Highlander (1986) - Who Wants To Live Forever

Dzisiaj czas na przedstawienie utworu, którego nie wszyscy kojarzą jako utworu należącego do kanonu muzyki filmowej - utwór ten to Who Wants To Live Forever, zespołu Queen, skomponowany i nagrany na potrzeby świetnego w mojej ocenie filmu Nieśmiertelny (Highlander), z roku 1986.

źródło: comicbookresources.com
Film Highlander (w dosłownym tłumaczeniu na język polski Góral, choć - co rzadkość - akurat w tym konkretnym przypadku jestem wdzięczny tłumaczom za niedosłowne tłumaczenie) opowiada historię Connor'a MacLeod'a (Christopher Lambert). Jest on szkockim wojownikiem, który w przedziwnych okolicznościach wychodzi bez szwanku ze (według wszelkich prawideł natury) śmiertelnej potyczki. Klan McLeod'ów skazuje Connor'a na banicję za używanie sił nieczystych i konszachty z Lucyferem. Na wygnaniu poznaje on głównego metalurga króla Hiszpanii, którym jest Juan Sánchez Villa-Lobos Ramirez (Sean Connery). Od niego dowiaduje się, że jest przedstawicielem Nieśmiertelnych - wybranych, którzy mogą igrać sobie w dowolny sposób ze swoim życiem i których żywot może zakończyć wyłącznie ścięcie głowy. Ramirez uświadamia Connor'a również w fakcie, iż wojownik który ranił go w bitwie klanów także jest Nieśmiertelnym - i to wyjątkowo potężnym - z całą pewnością więc ich pierwsze spotkanie nie mogło być ostatnim...

Film moim zdaniem wyjątkowo ciekawy i świetnie zagrany (Sean Connery nieprzerwanie od wielu lat jest moim No.1 wśród aktorów, zaś gra Christopher'a Lambert'a również jest godna pochwały) - serdecznie polecam go każdemu, kto nie zapoznał się jeszcze z tym tytułem.

Wróćmy jednak do tematu najważniejszego - muzyki.

Całościowo muzykę do filmu Highlander aranżował amerykański oboista i kompozytor Michael Kamen - muzykę tego artysty możemy również kojarzyć z takich filmów jak Brazil (motyw z tego filmu wykorzystano również w filmie WALL-E), Przygody Barona Munchausena, X-Men, Robin Hood - Książe Złodziei, Licencja na zabijanie, Zabójcza Broń czy Szklana Pułapka. Utwór o którym wspominam w obecnym poście, Who Wants To Live Forever, został jednak napisany i skomponowany w całości przez artystów zespołu Queen, a jedynie zaarażowany i dopasowany do potrzeb filmu przez Michael'a Kamen'a.


źródło: musiccouncil.org
Zespół Queen to brytyjski zespół muzyczny, założony w roku 1970 przez Brian'a May'a, Roger'a Taylor'a i Freddi'ego Mercury'ego (rok później do zespołu dołączył basista - John Deacon).
Historia Queen sięga jednak częściowo już roku 1968 - wtedy właśnie Brian May, student fizyki i astronomii w londyńskim Imperial College (a obecnie doktor astronomii) zamieszcza na uczelnianej tablicy ogłoszeń odręcznie napisane ogłoszenie zapraszając innych do wspólnego muzykowania - na ogłoszenie to odpowiedzieli Tim Staffell (basista, wokalista) oraz Roger Taylor (perkusista), i w ten sposób powstał zespół Smile, który mimo wyjątkowych chęci Tim'a Staffell'a okazuje się klapą. Ostatecznie, Staffell odchodzi z Smile, a na swoje miejsce rekomenduje kolegę-plastyka -  Freddi'ego Bulsarę (właściwie: Farrokh'a Bulsarę, później Mercury). I tak właśnie zaczęła się historia zespołu Queen - zespołu, który, nie można im tego odmówić, zawojował swoją muzyką świat.

źródło: bravo.pl
Niewątpliwie najbardziej znaną personą zespołu Queen jest wokalista, pianista i gitarzysta Freddie Mercury. Urodzony w roku 1946  jako Farokh Bulsara na Zanzibarze, ówczesnej brytyjskiej kolonii (obecnie w terytorium Tanzanii). W wieku 18 lat, ze względu na trwającą w Zanzibarze wojnę domową, wraz z rodzicami i młodszą siostrą Kashmirą wyjechał do Anglii, do wielkolondyńskiego Hounslow. Tam też ukończył technikum, a następnie rozpoczął studia w Ealing College of Art na wydziale grafiki. Na studiach poznał Tim'a Staffel'a, a dzięki niemu również cały skład ówczesnego Smile. Zanim jednak dołączył do Smile, był członkiem zespołów Ibex (później Wreckage) oraz Sour Milk Sea. Ostatecznie, ze względu na rezygnację Staffel'a dołączył do zespołu Brian'a May'a i zaproponował zmianę nazwy formacji na Queen.

Freddie Mercury był energicznym i charyzmatycznym wykonawcą, uznawanym za jednego z najlepszych showmanów w historii muzyki rockowej - wspólnie z Queen zagrał ponad 700 koncertów na świecie. Słynął między innymi ze swojego kontaktu z publicznością oraz fenomenalnej skali głosu (cztery oktawy, od F w oktawie wielkiej do b w oktawie dwukreślnej). W związku jego skalą głosu trudno się dziwić temu, iż wokalista cierpiał z powodu tzw. guzków głosowych (Freddie konsekwentnie jednak odmawiał interwencji chirurgicznej).

źródło: blogspot.com
Jednak to nie guzki głosowe były największym problemem zdrowotnym frontman'a Queen. Problemem był za to wirus HIV, z którego powodu rozwinęła się pełnoobjawowa choroba - AIDS.
Wiosną 1987 roku Freddie Mercury dowiedział się o tym, że jest chory - mimo widocznych objawów choroby (m.in. mięsaków Kaposiego), artysta zaprzeczał, że cokolwiek mu dolega, a aby ukryć widoczne mięsaki i ślady ich wypalania stale nosił krótki zarost.
Na kilka tygodni przed śmiercią, wokalista przestał brać leki, oprócz tych o działaniu przeciwbólowym. 14 października 1991 roku został wydany singel Queen o wymownym tytule The Show Must Go On (z powodu stanu Mercury'ego, w teledysku skompilowano stare nagrania wideo). 24 listopada artysta, w wieku 45 lat zmarł  na grzybiczne zapalenie płuc w związku z osłabieniem odporności wywołanym AIDS.
Ta niewątpliwa tragedia dla świata muzyki i sztuki nie poszła jednak na marne - uświadomiła bowiem społeczeństwu, jak realnym zagrożeniem jest AIDS.

Utwór Who Wants To Live Forever nie został co prawda napisany przez Freddi'ego Mercury (został bowiem napisany przez Brian'a May'a), ale jego głos, słyszany w drugiej części piosenki to miód na uszy wszystkich wielbicieli dobrej muzyki.
Jako ciekawostkę powiem jeszcze, że Brian May napisał cały ten utwór bardzo szybko - po seansie surowej wersji filmu Nieśmiertelny wsiadł on w taksówkę, a natchnienie pchnęło go właśnie podczas podróży tym środkiem komunikacji. Zanim May dojechał do domu, piosenka była już w zasadzie gotowa.

Bez dalszego odwlekania - zapraszam do wysłuchania Who Wants To Live Forever.
Czy i Wy uważacie, podobnie jak ja, że utwór ten jest wręcz wyśmienity?

Klip ten pochodzi z oficjalnego kanału zespołu Queen na portalu YouTube
- jako autor tego bloga nie roszczę sobie żadnych praw autorskich do tego klipu.

środa, 14 marca 2012

Requiem for a drem (2000) - Lux Aeterna

Dzisiejszy post chciałbym poświęcić utworowi Lux Aeterna autorstwa Clint'a Mansell'a - utworu znanego większości kinomaniaków szczególnie z filmu Requiem for a dream.

źródło: dramastyle.com
Film Requiem dla snu w reżyserii Darren'a Aronofsky'ego to opowieść stosunkowo banalna, ale na swój sposób wstrząsająca.
Historia toczy się początkowo w obrębie bardzo specyficznego środowiska Brooklynu - bohaterowie Requiem for a dream (każdy z nich z zupełnie różnych powódek) wchodzą w pełen ciemnych, ślepych zaułków świat wszelkiej maści uzależnień. I jak to zwykle bywa z takimi uniwersami - łatwo w nich zabłądzić, popełnić błąd i doprowadzić do tragedii. Tak też dzieje się w tym filmie - i choć to wszystko jest bardzo przewidywalny, film oglądałem nieomal jak zahipnotyzowany (a nie zdarza mi się to zbyt często).

Wracając jednak do muzyki - wstrząsająca, tragiczna historia wymaga wstrząsającej i otwierającej umysły muzyki - w mojej opinii Lux Aeterna jak najbardziej do tego się nadaje. W filmie słyszymy co prawda zaledwie jej niewielki fragment (polecam przesłuchać całość - poniżej wrzucam filmik z YouTube z pełną wersją orkiestrową), ale fragment ten jest naprawdę świetny i słucha się go z przyjemnością. Mój nieukrywany zachwyt nad Lux Aeterna podsycę opinią, że utwór ten jest wplatany dokładnie w te kadry filmu, w których jest to konieczne - nie jest to ani przesadzone, ani niedoszacowane.

Utwór Lux Aeterna skomponowany został przez Clint'a Mansell'a, zagrany został zaś pierwotnie przez zespół Kronos Quartet.

Clint Mansell to angielski muzyk, który swoją karierę w muzycznym showbiznesie rozpoczął jako gitarzysta i wokalista zespołu Pop Will Eat Itself. Do świata muzyki filmowej wprowadził go nie kto inny jak właśnie reżyser Requiem for a dream - Darren Aronofsky, a prywatnie przyjaciel Mansell'a. Początkowo Clint Mansell nagrał ścieżkę dźwiękową do filmu π - w wyniku udanej i owocnej współpracy kompozytor został poproszony o skomponowanie muzyki właśnie do Requiem.

Clint Mansell za Lux Aeterna nie otrzymał żadnej prestiżowej nagrody - w środowisku oceniającym muzykę filmową utwór ten przeszedł ogólnie bez echa, a szkoda. Nie przeszkodziło to jednak wykorzystać Lux Aeterna i utwory pokrewne pochodzące z Requiem dla snu do stworzenia m.in. Requiem for a Tower - utworu znanego głównie ze zwiastunu oraz niektórych scen Władcy Pierścieni: Dwóch Wież, reżyserstwa Petera Jacksona.

źródło: clashmusic.com
Kronos Quartet to zespół muzyczny (a ex definitione w chwili obecnej kwartet smyczkowy) założony przez Davida Harringtona w 1973 roku. W skład kwartetu pierwotnie wchodzili: założyciel David Harrington (skrzypce), Jim Shallenberger (skrzypce), Tim Killian (altówka) i Walter Gray (wiolonczela) - mimo dość powszechnych w internecie informacji o "stałości składu zespołu", można - kopiąc nieco głębiej - znaleźć informacje o kilku roszadach w obrębie II skrzypiec i wiolonczeli:
- w roku 1975 Jim Shallenberger odszedł z zespołu i na niespełna rok jego miejsce zajął Roy Lewis, by ostateczne miejsce II skrzypiec w zespole mógł zająć w roku 1976 niejaki John Sherba (gra do dnia dzisiejszego)
- w roku 1978 wiolonczelista Walter Gray ustąpił miejsca Dutcherowi, znanemu szerzej jako Joan Jeanrenaud; grał on z Kronos Quartet do roku 1999, kiedy jego miejsce zajęła Jennifer Culp (do roku 2005), a w chwili obecnej Jeffrey Zeigler.
Jeśli chodzi o muzykę filmową, historia Kronos Quartet jest bezpośrednia związana z Clint'em Mansell'em i Darren'em Aronofsky'm - razem z Mansell'em nagrali bowiem ścieżkę dźwiękową do trzech filmów Aronofsky'ego -  π, Requiem dla snu oraz Źródło (o którym myślę, warto też będzie niebawem napisać ;)).
Co tu dużo mówić - świetny zespół, w którym muzycy znają się na swoim fachu i wiedzą jak wzbudzać w ludziach odpowiednie emocje.

źródło: avclub.com
Podsumowując - Lux Aeterna należy do mojej czołówki, podobnie jak Godfather Waltz, wspomniany przeze mnie w moim poprzednim poście. Dla mnie to swoistego rodzaju arcydzieło. Być może wynika to z mojego upodobania do muzyki klasycznej - nie wiem. Wiem za to, że choć nie wszystkim ten utwór musi się podobać, jest to utwór warty wysłuchania. Choćby po to, aby wyrobić sobie na jego temat wyraźną i konkretną opinię.

Zachęcam do wysłuchania pełnej, 7-minutowej, orkiestrowej wersji Lux Aeterna (w filmie wykorzystano niespełna dwuminutowy wyrywek) - zachęcam do komentarzy oraz wyrażania swoich opinii.

Klip, znajdujący się na stronie YouTube nie jest mojego autorstwa i jako autor posta oraz autor bloga
nie roszczę sobie żadnych praw autorskich do tego utworu.

W kolejnych postach zamierzam dalej przedstawiać Wam utwory muzyki filmowej z mojej bezpośredniej czołówki. Zachęcam jednak do wysyłania mi propozycji - jeśli chcielibyście, abym wypowiedział się na temat jakiegoś utworu filmowego, tudzież całego soundtrack'u, proszę o napisanie komentarza lub maila, z całą pewnością się do tego odniosę :)

niedziela, 11 marca 2012

Seria The Godfather - The Godfather Waltz

Dzisiaj chciałbym przedstawić klasyk muzyki filmowej (a moim osobistym zdaniem, przy okazji, prawdziwą perełkę) - The Godfather Waltz z serii The Godfather (Ojciec Chrzestny).

źródło: cynicritics.com

Film (a w zasadzie całą serię filmów) Ojciec Chrzestny to przykład produkcji nie wymagającej w chwili obecnej reklamy - jest to po prostu klasyk, który prawdziwy kinoman po prostu musi obejrzeć. I choć filmy mogą budzić wśród różnych osób doprawdy przeróżne odczucia, pewnych cech nie można im odebrać - właśnie świetnej muzyki, świetnej gry aktorskiej i ciekawego ujęcia tematu sycylijskiej mafii.

Muzykę do pierwszej oraz drugiej części The Godfather napisał i nagrał Nino Rota - włoski kompozytor, oczarowany muzyką renesansu i baroku, z których to epok czerpał nierzadko inspirację do swej muzyki. Pisał muzykę do filmów takich wybitnych reżyserów jak Federico Fellini (La Strada, Słodkie życie, 8 i 1/2, Giuletta od duchów, Rzym, Amarcord, Casanova, Próba orkiestry), Luchino Visconti (Lampart, Rocco i jego bracia) czy właśnie Francis Ford Coppola.

Na zdjęciu: Nino Rota (z prawej) wraz z Federico Fellini (z lewej):
źródło: cineville.nl
Nino Rota był wielokrotnie za muzykę do Ojca Chrzestnego nominowany do wielu prestiżowych nagród. Wraz z ojcem reżysera serii Ojciec Chrzestny - Carmine Coppolą, Nino Rota otrzymał w roku 1974 najcenniejszą z nich - Oscara za Najlepszą muzykę oryginalną do dramatu Ojciec Chrzestny II.
Nino Rota nie doczekał trzeciej części Ojca Chrzestnego - zmarł w roku 1979, podczas gdy film powstał dopiero w roku 1990. Jednak, choć muzyką do trzeciej części filmu zajmował się Carmine Coppola, to oddajmy cesarzowi co cesarskie - w muzyce z tego filmu dalej żył i inspirował duch Nino Roty (i pewnie stąd kolejna nominacja - tym razem do Złotego Globu w 1991 roku).

A teraz zapraszam do uczty - The Godfather Waltz, autorstwa Nino Roty, z serii filmów The Godfather:

Film zaprezentowany w tym poście, znajdujący się na stronie Youtube.com nie jest mojego autorstwa.
 Jako autor bloga oraz tej notki nie roszczę sobie żadnych praw autorskich do tego utworu.

A co Wy sądzicie o utworach Nino Roty do filmów Ojciec Chrzestny?

Czekam na Wasze opinie i komentarze.

piątek, 9 marca 2012

Na dobry początek...

Witam serdecznie wszystkich na moim blogu!

Od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad założeniem bloga - blog to w końcu ciekawa rzecz, o ile nie pisze się na tematy banalne, nieprzydatne bądź na takie, o których nie ma się zielonego pojęcia. I właśnie dlatego  z dniem dzisiejszym uruchomiłem bloga poświęconego muzyce filmowej.

Dlaczego taka, a nie inna tematyka tej strony? Moimi (może nieco skromnymi, ale jednak) pasjami są dobre filmy i dobra muzyka.O dobrą muzykę w dzisiejszych czasach coraz trudniej - coraz częściej muzyka wydaje się wynicowana z emocji i uczuć (co jest swoistym paradoksem dla czegoś tak ex definitione artystycznie głębokiego, nie uważacie?). Muzyka filmowa w moim odczuciu jest zaś tym czymś, co wzbudza nowe, tudzież pobudza nasze istniejące emocje - jeśli zaś muzyka towarzyszy dobremu obrazowi, dobrej fabule i dobrym aktorom, jest to miód na mą duszę...

W swoich postach zamierzam Wam przedstawiać ścieżki dźwiękowe zarówno z filmów starszych, jak i nowszych, pozwalając sobie równocześnie na wprowadzenie kilku słów oceny oraz zachęcając do dyskusji.

Mam nadzieję, że moje wypociny będą się Wam podobać i będziecie odwiedzać mojego bloga - serdecznie zapraszam wszystkich :)